"Kto czyta książki, żyje podwójnie" ~ Umberto Eco

wtorek, 22 kwietnia 2014

Daniela Sacerdoti - "Wizje"




"Miłość to raczej coś, co przydarza się innym ludziom".

Siedemnastoletnia Sara Midnight nigdy nie miała normalnego życia. Z pozoru to zwyczajna nastolatka, która w głębi serca skrywa niebywały sekret. Jej rodzice byli łowcami demonów i należeli do klanu Tajnych Rodzin, który poprzysiągł chronić świat. Po niewyjaśnionej śmierci rodziców życie Sary legło w gruzach. Pomimo trudności dziewczyna musi wziąć się w garść i, choć brakuje jej przygotowania, zacząć walczyć.
Trafia do świata pełnego niebezpieczeństw. Widzi rzeczy, których istnienia nigdy by nie podejrzewała. W dodatku nie wiadomo skąd, pojawia się jej dawno niewidziany kuzyn. Przychodzi do niej w chwili, gdy jest najbardziej potrzebny, i oświadcza, że chce jej pomóc. Tymczasem Sara nie wie już, komu ufać. Nie wie też, czy pożyje wystarczająco długo, aby misję rodziców doprowadzić do końca.
Poznaj świat, w którym czyhają demony, gdzie śmierć nie przebiera w środkach…

Moim zdaniem to książka bardzo dobra. Może nie wybitna, ale świetnie mi się ją czytało. Akcja toczy się w odpowiednim tempie - nie ma przynudzania, ale też zbytniego nawału zdarzeń. Ciekawy jest sposób narracji - w niektórych rozdziałach jest ona trzecioosobowa,a w innych pierwszoosobowa, lecz nigdy z perspektywy głównej bohaterki, co jest... hm, raczej rzadko spotykane ;p Ale moim zdaniem autorka sobie w tej kwestii poradziła. Kiedy już przyzwyczaiłam się do sposobu narracji, Sara szybko zdobyła moją sympatię ;) Jest po prostu taka... nie wiem, rzeczywista? Tak, to dobre określenie. To chyba jedna z najbardziej "prawdziwych" postaci, jakie "spotkałam" ;) Przynajmniej takie są moje odczucia :D Z resztą, z pozostałymi bohaterami też się "polubiłam".
Przeczytałam tez 2. część trylogii. Trochę się na początku zirytowałam, bo Sara stała się taka jakaś nijaka i słaba, ale pod koniec wszystko wróciło do normy. Nie wiem czym było spowodowane to wrażenie, ale całe szczęście, że "jest ok". Mam nadzieję, że w kolejnym tomie już tak zostanie, bo sięgnę po niego z pewnością ;)

2 komentarze:

  1. Mamy zdecydowanie inne gusta. Pewnie wpływ na to mają tak prozaiczne czynniki jak wiek czy płeć, ale ja dodatkowo czuję niemal fizyczne odrzucenie od heroic fantasy w najczystszej i niezaskakującej postaci.

    "Wielkie zło" które pokonuje niepozorny i zupełnie nieprzystosowany do tego zadania bohater w sposób magiczny, deus ex machina. Bez żadnego cackania się z usprawiedliwieniem zwycięstwa dobrego i słabego nad złym i potężnym. Bez odpowiedniego złamania konwencji albo dobrego twistu fabularnego takie coś jest dla mnie zupełnie niestrawne, chyba że przedstawia świat tak fascynujący albo dobrze sprawiony (najlepiej obie te rzeczy naraz), że jest w stanie mnie zaabsorbować samym poznawaniem krain i ogólnej fabuły, bez zwracania uwagi na beznadziejnie banalny powód całego zamieszania.

    Tak zadziałał na mnie na przykład Władca Pierścieni, może odrobinę nudnawy, ale jak pięknie sprawiony (szczególnie w oryginale, ale zdaję sobie sprawę, że nie każdy może do tego podejść od tej strony. Tłumaczenia też są bardzo dobre). Zakochałem się też w Malowanym Człowieku i wszystkich kolejnych książkach z tej serii od Brett'a (Pustynna Włócznia i Wielki Bazar).

    Mam też jednak pewnie nieco spaczone spojrzenie na wszelaką prozę przez to, że sam czasem pisuję. Widzę jak tworzy się pewne stałe fragmenty opowieści, jak łatwo i dobrze stworzyć bohatera, żeby czytelnik go polubił (choć trochę, później to robota ogólnie niezdefiniowana i tworzona na bieżąco, ale istnieje prosty trik, który sprawnie pociąga za haczyk, łapiąc czytelnika i sprawiając, że ten zechce kibicować głównemu bohaterowi). Widzę też - niestety - kiedy autor odwala fuszerkę rozciągając pomysł, który zmieściłby się na znacznie mniejszym kawałku tekstu - wtedy jest to niemal fizycznie bolesne, bo i zazwyczaj bardzo nudne, mimo że sama idea mogłaby być świetna, jeśli by była zorganizowana na mniejszej objętości (opowiadanie lub mikropowieść).

    Jeśli chodzi natomiast o narrację - domyślam się że chodziło o standardową trzecioosobówkę w niektórych scenach i opisywanie z oczu innych w kolejnych. Ewentualnie oderwanie się od głównego wątku i powędrowanie gdzieś dalej, żeby dodać element tajemnicy oraz zaciekawienia, które dalej pociągnie czytelnika.
    Osobiście nie lubię mieszać z osobami. Sam przywykłem do pisania w trzeciej, toleruję pierwszą, ale pisanie zamiennie - jak sama zauważyłaś - może być konfundujące, co nigdy dobre nie jest.

    Jeśli chodzi o ostatnie zdanie - prawdopodobnym wyjaśnieniem może być odstęp w pisaniu. Trzeba by spojrzeć na daty wydania kolejnych powieści i wywnioskować, czy autorka miała jakąś przerwę między pierwszym a drugim tomem. Tak jak i czytając po jakimś czasie zapominamy coraz to więcej szczegółów na temat postaci, z którymi "nie widujemy się na co dzień", tak i niektóre cechy charakteru bohaterów umykają, gdy się ich ostawi na zbyt długo. Można temu łatwo przeciwdziałać zwyczajnie wracając do własnych tekstów i poznając postać na nowo, lecz mniemam, że wydało się to autorce zbyt dużym nakładem pracy ;)

    Znów muszę podziękować za recenzję i polecenie, a zarazem zrezygnować z przeczytania książki, która nijak mnie nie pociąga. A mimo to udało mi się napisać na jej temat potężny elaborat, za co przepraszam ;)

    Graphoman

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :O To chyba najdłuższy komentarz, jaki w życiu widziałam :D Dziękuję :D
      Nasz gust z pewnością się bardzo różni. Nie bez znaczenia pozostają, jak już wspomniałeś, wiek czy płeć, ale również doświadczenie czytelnicze oraz twórcze ;) Zdecydowanie nie jestem tak wymagająca co do książek. Niewiele jest takich, które mi się nie spodobały. Zdarza się, że coś mnie w powieści zirytuje, ale rzadko na tyle, by ją odłożyć ;)
      Co do wracania do swoich tekstów, to sama tak czasami robię. Wtedy przypominam sobie szczegóły i lepiej mi się pisze.
      Bardzo dziękuję za tak obszerny komentarz :) Miło było poznać Twoje zdanie na ten temat :D

      Usuń